poniedziałek, 6 lipca 2015

Wyjazd na mazury

    Właśnie wczoraj wróciliśmy z pod namiotów. Pierwszy raz wyjechałam z Luną na dwa dni dalej niż do rodziny. Mieliśmy wątpliwości, czy ją zabrać, ale spróbowaliśmy i nie było aż tak źle. Podróż minęła spokojnie. Wysiedliśmy z samochodu, rozłożyliśmy się i poszliśmy na plażę. Było już multum ludzi więc Luna zamoczyła tylko łapki. Przywiązaliśmy ją do belki z drewna i poszliśmy się kąpać. Na początku trochę piszczała, lecz potem się uspokoiła. Niestety gdy koło niej przechodzili ludzie to na wszystkich szczekała.
A kto to tu schował oczka?
Luna musiała mieć kaganiec, ponieważ zjadała wszystkie świństwa.

    
Gdy już wykąpaliśmy się znaleźliśmy pewne miejsce gdzie Luna mogła się wykąpać. Poznała tam pewnego border collie o imieniu Berek i razem szaleli w wodzie. W dzień było wszystko okej, ale w nocy było gorzej. Ludzie przechodzili koło naszego namiotu i świecili latarkami, a Luni prawie cały czas szczekała. Na szczęście po godzinie zasnęła i był spokój do rana. Na następny dzień trochę poćwiczyłyśmy frisbee i poszliśmy na dłuższy spacer do lasu w kierunku sklepu. W lesie po namowie taty spuściłam ją ze smyczy i tak szalała, że nie zdążyłam zrobić jej zdjęcia. Gdy wróciliśmy poszliśmy coś zjeść i zaczęliśmy się pakować. Przed wyjazdem rozmawiałam z bardzo fajnymi ludźmi, którzy mieli suczkę która, nazywała się Luna. Dali mi kilka przydatnych rad. Podróż do domu minęła bezproblemowo. Ja z Lunkiem pojechałam do dziadka, a rodzice do domu. Mam nadzieję, że ją zabierzemy jeszcze kiedyś  pod namiot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz